Dla niektórych ludzi sklep jest ważnym elementem w ich życiu. Dla niektórych jest to biznes, a dla innych miejsce spotkań lub po prostu zaopatrzenia. Polska wieś, w porównaniu na przykład do niemieckiej charakteryzuje się że w każdej jest przynajmniej jeden sklep.
  Zazwyczaj mieści przy głównej drodze i jest to przerobiony dom. Za ladą zwykle są dwie panie, starsza i młodsza. Starsza to szefowa i jako że niesie radość wszystkim mieszkańcom, jest znana i sądząc po jej minie bardzo jej to odpowiada. Na półkach w wiejskiej galerii handlowej jest dosłownie wszystko począwszy od szklanek, przez wino za 4,50 po ubrania i meble. Wszystko jest nadmiernie kiczowe, zrobione z tanich, chińskich produktów. Aż przyciąga wzrok. Bardzo mnie fascynuje, po co ludziom plastikowe podobizny Hanny Montany i innych wybitnych celebrytów, po co im plastikowy stroik z papugą?
  Ciekawi są też klienci. Zazwyczaj przyjeżdżają rowerem albo traktorem, a ci bogatsi z ważną mina wysiadają z samochodów. Ich zakupy ograniczają się (przynajmniej w wakacje) do lodów, a dorośli do wymiany pustych butelek na pełne. Sprzedawczynie są oczywiście zachwycone klientelą i z radością pytają "Tyskie pan chciałeś?". Ich władza we wsi polega na tym, że po pierwsze znają wszystkich, a po drugie wiedzą kto, gdzie i jak.
  To wszystko jest kiczowate, a zarazem piękne. To wszystko zostanie wyrżnięte przez Lewiatany i inne Biedronki. Mam nadzieję że przez parę wakacji będą te sklepy istniały.