Ponad chmurami europy.

Po schodach na gore. Pokazuje paszport i jakies papiery, potem kolejka, trzeba wszystko wkladac plastikowych pudelek, znowu paszport, znowu paipiery, potem chwila spokoju, szybka cola i znowu. Kolejka, zapowiedzi, kolejka, znowu papiery , po schodach na dol. Autobus. Stoi i stoi. Wreszcie sie ruszyl. Podjezdza. Ale dalej stoi. Cos tam robia, wlasciwie nie wiadomo co. Wreszcie otwieraja sie drzwi. kolejne schody tego dnia. Do srodka. Pod okno. I siedze, wchodza inni ludzie. Cos tam ktos robi, glosne rozmowy. W koncu wszyscy siadaja. Ruszamy, ale zaraz stajemy znowu. Dostajemy wszystkie potrzebne instrukcje bezpieczenstwa. Wreszcie ruszamy. Szybko, szybciej i nagle przestaje tak trzasc. Lecimy. Widac okolice miasta, ale po kilku chwilach wszytko biale. Tak biale ze az oczy bola. Chmury. Tak przez chwile. Potem nagle niebiesko. lad z chmur pod nami. Wciskaja picie, jedzenie. Jakies zdjecia analogiem, chmury, ksiazka, moge wygrac tycia euro w loterii i dodatko wspomoc biedne dzieci, na dole widac troche gor, troche sniegu, troche pol, ale glownie chmury. Na zewnatrz jest podobno -53 stopnie. Widac coraz wiecej, pola, rzeki, autostrady, jeziora, miasta, wsie. Juz niedaleko. Kilka naglych skretow, schodzimy nizej. Uszy zaczynaja bolec. Mam zapiac pasy. Za oknem znowu tak bialo ze oczy bola, uszy swoja droga tez. Miasto. Coraz blizej, blizej. Autostrady, domy, fabryki. Plot pod nami. Asfalt coraz blizej, blizej i bum. NIeliczne oklaski. Informacja ze kozystalem z najbardziej punktualnych lin litniczych w Europie. Stop. Wychodze. Holandia przywitala mnie sloncem i bardzo przyjemnymi dwunastoma stopniami. Ide dalej zupelnie ogluszony. Przystanek, bilet. Po 11 miutach przyjezdza autobus. Jade na dworzec Eindhoven. Za oknem typowo europejski widok. Jest ladnie. Dojezdzam na stacje. Mam 10 minut do pociagu. Podchodze do automatu. Gdzie do cholery jest dziura na bankoty? Nie ma. Lece caly dworzec do milej pani. Dostaje bilet i wydrukowany dokladny plan podrozy. Lece na pociag. Wbiegam, usmiechnieta pani konduktor zamyka drzwi i ruszamy. Pani powiedzial ze wsiadlem do wlasciwego pociagu Wglebiam sie w wielki, skorzany fotel wagonu drugiej klasy. Jade, za oknami pola i holenderskie wioski, fabryki i pola golfowe. Od czasu do czasu most nad kanalem. Typowe polskie kompleksy zabija  mi past paper z matematyki. Po jakims czasie jednak nie wytrzymuje i wkladam trygonometrie, geometrie i algebre do walizki. Po jakims czasie dojezdzam do Utrecht. Tam na pociag do Goudy. Nie ma, co prawda tak wygosnych foteli, ale i tak jest dobrze. Wchlaniam do organizmu babke wielkanocna od mamy. W Goudzie wysiadam. Ide przed siebie wzdluz kanalu. NIe jestem pewien czy tam powinienem, ale nie zawracam. W koncu, z mala pomoca mapy przy  kanale trafiam. Juz tu kiedys bylem, ale to bylo dawno temu. Jestem teraz u Ani i Leona. Zostaje do piatku. Zdjecia dodam jak wywolam.
Pozdraiwam - Z.